Poranny tekst i kawa na dwie długie nogi
Malutki ryneczek w malutkiej włoskiej miejscowości. 8.00 rano prawie brak ludzi. Kawiarenka, stolik wystawiony na dworze i ja siedzący z laptopem. Dymiące espresso, z kieliszkiem wody.
Oddycham i myślę. Co napisać? Co napisać?
Gapię się bezmyślnie w klawiaturę.
Noż to po prostu jakaś masakra i beznadzieja. Nic nie przychodzi do głowy kompletnie.
Cisza…
I nagle widzę ją, jak wychodzi zza rogu. Prawdziwa femme fatale tylko troszkę przybrudzona nocą i alkoholem.
Długie nogi w koronkowej czarnej sukience. Twarz za ciemnymi okularami i opadającymi kosmykami włosów.
Idzie wprost na mnie, beznamiętnie patrząc gdzieś ponad mną. Przechodzi obok, ocierając się o mój stolik, pozostawia po sobie zapach alkoholu, tytoniu i seksu. Seksu zmieszanego z jej potem, nocną zabawą i jej igraszkami.
A we mnie: Bum tarara, Bum tarara! Wszystko na baczność. Kręgosłup na baczność. Myśli na baczność i przede wszystkim Wadźra na baczność.
A ona idzie coś tam zamawia wypija i wychodzi.
A ja ja ja… tak jak to tak? Że przychodzi, że znika. Że tak budzi do życia, dając nadzieję na coś i rozpływa się w krajobrazie poranka?
Tak, tak! Znikła ale pozostała nadzieja na coś i chęć do życia.
Szable w dłoń i do ataku! AAAAAAAAAAA!!!!!!!
KB.Cobra 9:05, 9 grudzień 2015