KulturaStyl życia

Wrocław, Śródmieście. Pani z monopolowego, co niejedno widziała

Wrocław, Śródmieście, Cyganie

Wrocławianinem zostałem z przypadku. Po skończeniu jednej z moich dziwnych szkół, trzeba było znaleźć nowe lokum. Biorąc pod uwagę, że w poprzedniej szkole mieszkałem w niszczejącym prawdziwym pałacu we wsi Wzdów, gdzie mieliśmy do dyspozycji kilkusetletni dębowy park, wybór nie był łatwy.

Jeżdżąc palcem po mapie, trafiłem na Wrocław, bo ktoś też tam pojechał i ponoć było fajnie.

A po kolejnych przeprowadzkach we Wrocławiu trafiłem na dłużej na Śródmieście. Fajnie, bo wszędzie blisko. I do dupy, jak to w samym centrum.

Dookoła nasrane psimi kupami, bo w okolicy same kamienice, czynszówki. Cyganie mają wyjebane. Śmietnik mają za oknem. Pod ich oknem na ulicy można znaleźć: stary pampers, kawałek wózka dla dzieci, reklamówkę ze śmieciami i kupę jakichś paprochów, papierków i tajemniczych zawiniątek.

W dzielnicy dużo Cyganów, ale chyba tylko ci z mojego sąsiedztwa tak chamsko śmiecą. Masakra, ale w sumie nie tak znowu źle. Kupy po psach są najgorsze. Na środku mały placyk z trawką i kupa kupy.

Miejsce spotkań pod biedronką na śródmieściu we Wrocławiu

Okoliczna Biedronka miejscem spotkań

Miejscowa cyganeria upatrzyła sobie to miejsce jako główny rejon spotkań. Skąd oni wzięli taką modę? Ja pitole, jakieś pomieszanie stylu włoskiego z elementami mafiozów z serialu Soprano i totalnej tandety. Włosy na żel, złote łańcuchy, sygnety, mokasyny, kreszowe ubrania i inne dziwne elementy.

Gruby facet z nalaną twarzą typu gangsta-Włoch w białej koszulce model wife-beater przechadza się w tę i wewte. Nawija w dziwnym języku przez telefon. Brzuch mu się wylewa do połowy koszulki, twarz z tłustości też.

Wrocław, Cyganie, śródmieście

Podjeżdża zdezelowany Opel z głośno grającą muzą w stylu bałkańskie italo disco. W środku zadowolony śniady koleżka. Łokieć na zewnątrz i zadowolenie z siebie. Staje na środku pasów dla pieszych pod Biedrą i głośno dyskutuje z ekipą Cyganów. Kilku podchodzi. Wychodzi z auta. Oglądają je, głośno dyskutują i gestykulują. Podnosi maskę samochodu. Coś tam grzebią.

Można się przyzwyczaić. I jeszcze jedno, nigdy nie czułem, aby mi coś od nich zagrażało. No może, że jakiś będzie chciał mnie obsępić, bo akurat nie ma na espresso. Generalnie ferajna spotyka się dzień w dzień i wygląda na maksa zadowoloną z życia.

 

Meteor na dzielni

Czasem na dzielni, szczególnie latem, zdarzają się meteoryty, czyli tacy faceci, którzy piją od nie wiadomo jakiego czasu. Przeważnie jest ich dwóch lub trzech, w największy upał, z pościąganymi koszulkami. Ledwo idą, jeden podtrzymuje drugiego, żeby znowu nie zarył mordą w błoto, czego wyraźne ślady ma na twarzy i ciele.

Normalnie wyglądaliby pewnie groźnie, ale gdy są w takim stanie, dziecko da sobie z nimi radę.

Meteor alkoholowy, wive beater

Gadają po hokililikańsku, czyli nikt nie jest w stanie ich zrozumieć.

Raz miałem taki przypadek, że na jakimś zadupiu z kumplem łapaliśmy stopa. Podjeżdża maluch z dwoma gostkami. Mówią po czesku. Po czesku?, na wsi w centralnej Polsce i to w maluchu? Wsiadamy, a po chwili okazuje się, że oni są po prostu tak nachlani, że zaczęli mówić już językami. Dobrze, że jechali tylko do następnej wioski.

 

Aligator dziwo nad dziwy

Na dzielni jest sklep, Aligator. Kurwa, co to za dziwo? Jakieś skrzyżowanie wiejskiego sklepu z monopolem, tylko że całą spożywkę zajebali i zostawili tylko ciężkie skrzynki z piwem.

Za ladą moja ulubiona Pani, co nie jedno widziała. Czyta, jak zwykle, jakiś kryminał albo inną szmirę. Na przywitanie odpowiada lekko zachrypniętym od papierosów głosem. Zaczynamy konwersację o życiu i tym, na czym ten świat stoi, dochodząc do punktu kulminacyjnego z moim pytaniem: co może mi zaproponować z tych zacnych trunków na półce? Szybka wymiana zdań dwójki znawców alkoholu nad plusami i minusami każdej buteleczki. Kupuję dwa te same czeskie piwa co zawsze i wychodzę.

aligator - Pani co nie jedno widziała

Życie na dzielni ma wiele plusów i minusów. Do minusów należą zaszczane klatki, psie kupy i czasami śmieci, a do niewątpliwych plusów należy jedyny w swoim rodzaju miejscowy folklor, z Cyganami, artystami i wymierającą patologią (choć to trudno nazwać plusem :).

Jeszcze gdzie nie gdzie są jakiejś ostoje minionej epoki. Pracownia cholewnicza, na Ołbińskiej, gdzie dwóch panów od niepamiętnych czasów robi cholewki. Na Chrobrego mistrz ślusarstwa dorabia klucze wszelkiej maści. Szczególnie te stare i nietypowe, jakich pełno na Śródmieściu. Cała pracownia w piwniczce obwieszona dyplomami zawodowymi oraz podziękowaniami od wnuków.

Dzięki rewitalizacji dzielnicy i próbie stworzenia, na wzór berliński, dzielnicy artystycznej, powstało wiele ciekawych miejsc i pracowni, takich jak kawiarnio-pracownia Panato ukryta w podwórku, w której nie płacimy za to ile wypijemy kawy, herbaty czy ciasteczek zjemy, ale za czas w niej spędzony. Można też tu zamówić sobie uszycie czegoś lub wykonanie sitodruku na koszulce.

Czas mija, a ja już nie mieszkam na Śródmieściu. Aligatora też już tam nie ma, ani pani, co nie jedno widziała.

 

Wrocław Śródmieście pod Biedronką- Plakaty z CRK

Bóg wybacza trójkat nigdy - Kopia

7 komentarzy do “Wrocław, Śródmieście. Pani z monopolowego, co niejedno widziała

  • Pingback: Ruskie idą ale naj więcej to jest Cyganów we Wrocławiu – ognistysmok

  • Wszystko się zgadza. Nawet ten pampers, który gdzieś zawsze leży, a i o którym też dziś myślałem przechodząc koło biedry. Ciekawe sceny dzieją się tu też pod lombardami i lokalami typu 777. Śródmieście ma ten swój niepowtarzalny klimat, mi się tu podoba 😉

    Odpowiedz
    • Fakt, lokale typu salon gier/ksero 24h/lombard do masakra. Dopalaczowe klimaty. Ale mam wrażenie, że jest tego mniej i policja wzięła się za to. W lato zmieniło się prawo, co do substancji nielegalnych i mogą szybciej reagować.

      Odpowiedz
  • bardzo fajny artykul , jedyne czego mi brak to własnie wzmianki o lombardach i salonach gier

    Odpowiedz
  • fajnie się czyta. błyskotliwie napisane, ale brakuje pointy?
    nie wiadomo czy hejtujesz czy w końcu tęsknisz za śródmieściem.
    ja natomiast oprócz tego co Ty widzisz (co przez 10 lat mieszkania we Wro widziałem w wielu innych częściach miasta) widzę też Górkę Słowiańską, gdzie masa ludzi idzie z psem na spacer, nawiązują się znajomości, widzę park Tołpy, gdzie w wakacje fajnie spędza się czas. boisko na „jedynce” gdzie jeszcze do niedawno można było złapać ekipę do grania w kosza. Jakoś tak zwróciłeś uwagę tylko na bród, smród i ubóstwo.

    Odpowiedz
    • Tak, trochę tęsknię, a trochę nie. Zawsze są jakieś plusy i minusy. Nigdy nie ma idealnie 🙂

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *